ja o sobie

inni o mnie

biografia

wystawy

kontakt

 
  : Maria Kulesza :

:: GALERIA ::        

 

Anna Mituś
Tafle, cięcia, warstwy.
O rzeźbach szklanych Marii Kuleszy

Eugeniusz Józefowski
Maria Kulesza – pow-ściągliwość, konsekwen-cja i praca

Anna Borcz
Podróże w szkle

Urszula M. Benka
Przezroczyste podróże Marii Kuleszy

Rzeźby    

Witraże    

Obrazki       
szklane
      

Wernisaż     
"Właśnie szkło"    

 

PRZEZROCZYSTE PODRÓŻE MARII KULESZY

Zeszłoroczna wystawa Marii Kuleszy w lubińskiej Galerii Zamkowej, a także niedawna (lipiec 2004) we wrocławskim „Arsenale”, pozwoliły zobaczyć szklane prace Marii Kuleszy w specyficznej, gotyckiej przestrzeni. W Lubinie były szklane rzeźby, witraże i szklane obrazy. W „Arsenale” Kulesza wystąpiła obok bliskiej sobie grupy: Małgorzaty Korenkyewicz, Anity Werner, Andrzeja Moczydłowskiego i Bogusława Zena. Tu rzeźby wprawdzie już się nie pojawiły, ale też artystka, być może skłania się obecnie ku formom budowanym na płaszczyźnie, szeroko rozumianym, szklanym obrazom. Jest niemniej oczywiste, iż eksponowane obecnie jej poszukiwania twórcze, motywy tematyczne i związana z nimi symbolika, o jakich powiem za chwilę, będą jeszcze długo znaczące dla jej twórczości. Lecz po pierwsze, szkło Kuleszy w tej specyficznej przestrzeni, jaką wytwarza gotyk, rzeczywiście staje się jeszcze bardziej wieloznaczne i nasycone wieloznacznym sensem, jeszcze bardziej ekstatyczne i szalone.
Po drugie – rzeźby. Ta nie do końca jeszcze odkryta młoda artystka posługuje się unikalną techniką pracochłonnego szlifowania i sklejania szklanych płyt, z których budowane są obiekty. Nazywa je metafizycznymi portretami XXI wieku. Samo to określenie jest próbą przeniknięcia przyszłości – wiek XXI ledwie się zaczął, i to zaczął od drastycznego podważenia prawdziwości dotychczasowych prognoz.
Po trzecie – obrazy. Ten cykl jest w rzeczy samej przeuroczy. Łączy techniki witrażu i grafiki. Na tle zniszczonych starych map widać grę elementów żeglarskiej geometrii, widać fragmenty dawnych łodzi, kolory są też przedwieczne, pochodzące z o wiele bardziej intymnej, a zarazem o wiele bardziej dramatycznej, podróży przez odmęty własnej psychiki. Otóż właśnie w kontekście profetyzmu napawa mnie ufnością taka samopoznawcza uwertura. Kulesza swoją własną przepowiednię rozpoczyna więc subtelnie, przywołaniem wiecznego w gruncie rzeczy motywu podróży starożytnych żeglarzy, którzy, jak sama powiada, wyruszali w drogę, by odkryć tajemnice znajdujące się za horyzontem, by poszerzyć granice swojego świata.
Jej pochodzące z archiwów ossolińskich mapy, obecne już wcześniej w jej pracy dyplomowej w formie grafik, dotyczą często północnych akwenów albo też skrajnych rubieży Starego Świata. Teraz są to mapy fikcyjne, w kolażach szklanych zaś wkomponowane są tak, że właśnie one tworzą wyraziste żagle starych korabii. To mapy niosą więc okręty, to one biorą w siebie wiatr, to one subtelnie przekraczają granice płaszczyzny obrazu, dzięki ponalepianym szklanym paskom symulującym reje, południki, równoleżniki, róże wiatrów i tym podobne elementy, sprawiając, że obiekt staje się przestrzenny w swojej nowej, napiętej od symboli przestrzeni. Szklany obraz miewa nawet sylwetkę okrętu.
Kulesza jest przy tym świadoma, że mapa „nie zwodzi nas złudzeniami optycznymi”, „ nie czyni nam krzywdy rozczarowania”, a „z magicznością jest chyba silniej związana niż wszelka artystyczna gra”, jak to ujął Henryk Waniek w eseju „Mappa Mundi”. Mapa „naprowadza nas na prawdziwie duchowy szlak. Wciąga nasze emocje, absorbuje myśli i buszuje po wszystkich piętrach duszy”, choć zarazem jest przecież pospolitym, użytkowym arkuszem papieru! Nazywano je po prostu – kartami. Mapy , a zwłaszcza stare „były jednak przekazem sekretnym”, twierdzi Waniek. Przybliżały transcendencję „lepiej niż magiczne zwierciadło czy kula. Zanurzywszy się w mapie każdy z nas automatycznie zostaje przeniesiony w przestrzeń psychiczną”. A zatem u Kuleszy są żaglami, są runami, są wreszcie całymi runicznymi przekazami, które artystka wiąże z kulturą celtycką, zaczerpując ornamentykę z celtyckich kamieni runicznych. Jeden z żagli jest właśnie takim runicznym kamieniem, ale tez sama ta oksymoroniczna formuła: kamiennego żagla daje posmak, jaki klimat jest tu przywołany. W powszechnej wyobraźni kultura Celtów i Wikingów pozostaje ciągle czymś obcym, nieznanym.
Chodzi natomiast o rodzaj poznania gdzie nikt nie spieszy się z wyciąganiem gotowych wniosków. Poznanie jako przygoda sama w sobie, nie po to jest przedsięwzięta, aby czas spędzać już potem w nudnym porcie. Ale także nie po to, aby walczyć. Mam wrażenie, że Kulesza bezwiednie uczula mnie na pewien niuans: „walka z morzem”, „walka z żywiołem”, to tylko nieszczęśliwy slogan, a zarazem wielkie złudzenie. Żeglarz nie tyle walczy, co rozumie swojego chaotycznego towarzysza – dal, nieznane, bezmiar, czy jakkolwiek to nazwać. I poddaje mu się łagodnie, miękko, uwolniony od wszelkiej agresji. Dzięki czemu rozumie sam siebie. Bez pewnej samowiedzy nie ma mowy o przystąpieniu zakazanej granicy lądu.
Z tego punktu widzenia portrety metafizyczne okażą się jednak autoportretami: księżniczki, władcy i pajace, Śniący za dnia, Cybernimfy i na różne sposoby uzmysławiany Midas, okażą się tyleż gorzkim komentarzem na temat naszych czasów, w jakich cywilizacja przeżera sferę ducha i kultury, co owocem wiwisekcji samej Marii Kuleszy. Być może sztuka zawsze pokazuje jedynie podświadomość samego twórcy. To, że są aż tak oczywiste w oczach widza, potwierdza z kolei, iż widz w sztuce zawsze dostrzega siebie. Dostrzega, tak samo jak artysta, swą zgodę lub niezgodę na odnajdywaną po omacku rzeczywistość. Na przykład swą predylekcję – lub jej brak – do obłudy.
Bo podróż, w końcu, można imitować. Podróż można urwać wpół drogi.
Opowiadać ją, jak typowy szaławiła, atrakcyjny dla lądowych szczurów.

W wypadku tych na zimno wykonanych szklanych rzeźb można powiedzieć bez wątpienia, że są nieprzypadkowe, że samo ich tworzenie, wymagające benedyktyńskiej cierpliwości, wiąże się z jakąś samodyscypliną duchową, a nie tylko artystyczną, której po prostu nie ma bez pokory. Oraz to, że są piękne. Szkło doprawdy potrafi kokietować, jest magiczne i ma mana. Przezroczysty świat szkła nasuwa skojarzenia z nagą duszą. Jeśli prawdą jest, że o treści znaku przesądza kontekst i los, patrzyłam zachwycona, jak w Lubinie rzeźby zachowywały się jak witraże rzucając wielobarwne cienie na ściany – cienie wędrujące w miarę czasu po tym kiedyś świątynnym miejscu. Cienie idealnie krągłych płaszczyzn z jakąś muzyczną swadą podążające własną drogą, we własne ciemności. Jak Maria Kulesza mówi sama, wszystkie mapy są już wyrysowane i tajemnicy poszukujemy w regionach niewidzialnych.

Jeśli Maria Kulesza rzeczywiście podąży raczej szlakiem witrażu, czy szklanego obrazu, albo też szlakiem sztuki już otwarcie sakralnej, to sprawy przed chwilą tutaj poruszone pozostaną żywe, a nawet domagać się mogą jeszcze większej ekspresji. Na razie centralnym tematem tego typu prac pokazanych w „Arsenale” jest postać kobieca, której włosy porywa wiatr. Ten niewidzialny ruch żywiołu nie pozostawia żadnych wątpliwości. A jednak postać ciągle stoi w miejscu, nie porusza się. Czyżby uwięziona w szklanym kloszu? Czyżby niewidzialna ciągle tafla nie dorosła tu jeszcze do jakości żagla? Ale, znowu, jeśli sztuka to właśnie język, w jakim można mówić o sprawach, jakich nie da się powiedzieć racjonalnie, jeśli sztuka jest w istocie swojej notowaniem wrażeń z wewnętrznej podróży, to każdy obraz staje się mapą jakiejś części duszy. Części, w jakiej płyniemy, albo w takiej, w której jesteśmy po prostu zatrzymani. Gdzie odczuwamy szczęście, ulgę, ekstazę albo rozpacz, trwogę lub ból. Problem sztuki zwykle tkwi w tym, że niewidzialność nas odpycha, że wydaje się nie dość poważna: zbyt błazeńska i wolna jak na sztukę. Ale jedno z pewnością można rzec: Maria Kulesza podchodzi do sztuki spontanicznie, zmysłowo, intuicyjnie, nie podpiera się żadnymi w ogóle teoretycznymi programami, nie próbuje niczego udowodnić. Szuka tylko harmonii. Koloru, połysku, zetknięć tego co wyraziste, z czymś co może być tylko przeźroczyste. Jak szkło. Właśnie szkło. We mnie to budzi ufność. Zresztą podróż prawdziwa, mityczna, miewa swoje tajemnicze intermezza, zawieszenia i stany snu. Bo nie jest wcale raźnym marszem ani biegiem na czas. Ii jak sztuka, może w ogóle nie ma celu?

Maria Kulesza jest absolwentką ASP we Wrocławiu, gdzie ukończyła szkło oraz grafikę. Otrzymała Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za pracę dyplomową na wystawie najlepszych Prac Dyplomowych Uczelni Artystycznych w Warszawie.
Zajmuje się także scenografią teatralną.

 
 
           

ja o sobie

inni o mnie

biografia

wystawy

kontakt